niedziela, 2 listopada 2014

O blogerce, pewnej marce i wilku



Przeczytałem dziś ciekawy tekst. Paweł Tkaczyk, opisał przykład wspólnej akcji autorki modowego bloga i jednej z firm, spojrzał na ten przypadek przez pryzmat zasad, o których zawsze warto pamiętać.
Dobrze się stało, że ktoś chce takie teksty pisać. Nawet, jeżeli, to bardzo proste zasady, a ich źródłem są bajki Ezopa.
Zasady, to nic innego jak ludzie, którzy się nimi kierują lub nie. Pisząc „ludzie” mam na myśli to, że nie powinniśmy obarczać tym błędem, tylko autorki bloga, ale również „ludzi” po stronie firmy, która taką formułę promowania marki zaakceptowała. Powstał „produkt promocyjny”, który wzbudził kontrowersje, wywołał ruch w sieci, a oto przecież chodziło. Ale naiwnością było, by myślenie, że takie działanie obędzie się bez konsekwencji. Spadek wiarygodności, o którym Paweł Tkaczyk pisze, to efekt procesu dziejącego się wewnątrz „blogosfery”. 


Coraz wyraźniej widać, że to, co nazywamy „blogosferą” staje się kolejna branżą, jeszcze jednym rodzajem działalności biznesowej. A co za tym idzie podlegać będzie nie zmiennym (jak na razie) regułom rynkowym. Komercjalizacji, walki konkurencyjnej - uczciwej lub nie uczciwej, polem realizacji zaskakujących strategii, osiągania przewagi rynkowej. Przecież, to nic innego jak walka o utrzymanie zainteresowania klientów. O utrzymania ich uwagi. Liczba kliknięć, subskrypcji, wejść, komentarzy, udostępnień, to, po prostu biznes, rodzaj indywidualnej przedsiębiorczości. Jeszcze jeden sposób na osiąganie zysku. „Product placement - świetnie sobie radzi. Przewidział, to już Peter Weir w "Truman Show".



Żeby wszystko było jasne, nie ma nic złego w osiąganiu zysku z promocji produktów. W każdym razie, tak długo, jak długo na blogu możliwe jest oddzielenie informacji od reklamy. W tym wypadku „ludzie”(podkreślam, że nie tylko autorka bloga) nie przejęli się ani prostymi zasadami z bajek Ezopa ani procedurami obowiązującymi w innych mediach. Co sprowadza się, do czterech słów na początku wpisu: „audycja zawiera lokowanie produktu”. Tyle. Reszta jest etyką.
W tej branży przyjdzie czas i na wrogie przejęcia, konsolidację i ekonomię skali. Marki, to firmy, a w firmach oceniana jest efektywność poniesionych wydatków w odniesieniu do skutków, jakie wywołały. Dopóki spadek „wiarygodności blogosfery” nie będzie miał wpływu na te wskaźniki, takich akcji zobaczymy jeszcze wiele. A prawo Kopernika-Greshama o gorszym pieniądzu, który wypiera lepszy działa tu, w taki sam sposób jak w każdej innej dziedzinie.
Dlatego, cieszę, że Paweł Tkaczyk przypomina o tych prostych zasadach.
Chciałbym, żeby ten trend spod znaku „dwa w jednym”...


...można było odwrócić, a dzięki zasadom, łatwiejsze stało się oddzielanie „blogów contentu” od „blogów marketingowego wsparcia” marek, firm i kampanii. Czytając wpisy na blogach wolałbym skupić się na treści, zamiast (niczym przed maratonem) "trenować się" w rozpoznawaniu ukrytych kampanii.
PS
Anegdota o wiśni ściętej przez „nieletniego” Jerzego Waszyngtona, to jeden z najbardziej znanych przykładów amerykańskich mitów i "budujących" opowieści. Dla amerykanów, to elementarz przestrzegania pewnych zasad. Cieszy mnie, że Paweł przypomniał o nich pisząc "o blogerce, pewnej marce i wilku". Wolę taki rodzaj „amerykanizacji” do kiczowatego naśladownictwa, czegoś takiego jak Helloween. :)                       

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz